![]() |
Wewnętrzna pustynia |
Mija 3.
miesiąc od momentu, kiedy zacząłem baczniej przyglądać się własnym reakcjom
i wąskości strefy komfortu dochodzę do momentu, w którym coraz więcej wiem
dlaczego mam to co mam. To brak określonego celu – częsta aktualizacja obecnie drogi
życiowej sprawia, że cel staje się wyraźniejszy. Do tego pytam się, czy moje
pasje są moje faktycznie – tak, ale uwolniłem się od pewnej formy realizacji
tych pasji jaką sobie przypisywałem, formy żeby być jak inni pasjonaci, poprzez
aktywność na forum, czy wychodzenie z inicjatywami, czy poprzez zawód. U mnie
jest inaczej i to też dobrze. Muszę cierpliwie i dokładnie koncentrować się na
celu i działać w jego kierunku. Lenistwo i brak opanowania sprawia, że wolno
ten rozwój postępuje. Zadaję sobie pytania typu: czego oczekuję od życia. No
niewiele, bo sobie myślę po co, skoro i tak się umrze prędzej czy później.
Dlatego pozostaję przy ciężkiej pracy dla pieniędzy a realizacja pasji to tylko
ułamek z doby. I tu kolejne pytanie, które mnie rozwala, a sam je sobie zadaję,
jest dla mnie brutalne i dlatego je lubię:
Dlaczego skoro nie należy
się kierować pasją i tym co kocham w życiu robić trzeba tak ciężko pracować dzień
w dzień po wiele godzin tylko dlatego, żeby przetrwać kolejny miesiąc i w ten
sposób, że każdy dzień jest taki sam – nie ma żadnego rozwoju. Nie lepiej więc
zginąć robiąc to co się kocha?
Wciąż tego nie rozumiem, ale czytałem już takie rzeczy, że
jeśli się będę tylko wycofywał i zabezpieczał się przed niebezpieczeństwami to
nic nie osiągnę, że takie życie jest gorsze od śmierci.
Dochodzę więc do konkluzji, że najbardziej śmierci
boję się właśnie wtedy, gdy jestem w stagnacji. A śmierć nadejdzie. Często z
tej perspektywy patrząc na świat pocieszam się, że wszelką swoją wadę mogę
zamienić na zaletę jeśli tylko naprawdę będę chciał. Poszerzanie świadomości,
odpowiedzialności za siebie i przebaczanie sobie błędów to ważne żebym się nie
bał wyzwań kolejnych, krytyki innych i by w końcu naprawdę działać. Dlatego
sytuacja, która panuje u mnie obecnie ciężka, fizyczna praca na etacie, gdzie
nawet w majówkę nie mam wolnego jest mimo wszystko działaniem, które pokazuje
jakie błędy popełniam i które każe mocniej interesować się swoim rozwojem.
Niestety tylko gdy boli mogę się obudzić z tego snu szarości, przeciętności,
jednostajności i klepania biedy. Może się obudzę może nie.
Bardzo
ważne jest tu więc w pewnym sensie bezkrytyczne podejście, ale też odpowiednia
krytyka, z której wynikają konkretne dla mnie rzeczy. Niestety prawda bywa
bolesna, ale w dorosłym życiu trzeba być odpowiedzialnym i samemu kreować
szczęśliwe życie. Nie można liczyć na rodziców, szkoły, pracodawcę, czy
państwo. Trzeba samemu nawiązywać znajomości z ludźmi, którzy będą mnie
wspierać w samorozwoju. Nieco się na to otworzyłem i wiele takich ludzi jest,
którzy bardzo poważnie podchodzą do życia. Niestety w tym momencie często chcę
uciec i schować się jak zawsze bywało. Jednak nie pozwalam już na to. Niech
wychodzi żal i ból za marnowanie wciąż własnego życia. To smutne jak strach i
lęk przed nieznanym potrafi sparaliżować mnie na wiele lat. Niestety, ale
trzeba mi stać się wojownikiem co oznacza w skrócie m.in. podejmowanie śmiałych
wyzwań w zgodzie z własnym systemem wartości, by w pełni zrealizować się w
pasji. Ludzie na pewno będą tego potrzebowali –nic nie dzieje się od tak sobie,
a ja zacznę bardziej żyć i podejmę się innych metod zarabiania poprzez m.in.
biznes.
Tak
więc codziennie negocjuje sam ze sobą o słuszności obranej drogi i staram się
zrozumieć swoje obawy, to że je mam też jest dobre. Ważna jest cierpliwość, bo
ta pustynia choć rozległa gdzieś tam się kończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz