![]() |
Podniebny Samuraj - wyzwanie |
Ostatnio w Internecie na jednym z blogów rozwoju osobistego natrafiłem na bardzo inspirujący komiks, jeden z fragmentów jest po lewej stronie. Jest to krótka opowieść o tym, że nie jest łatwo dojść tam gdzie się chce, ale jeśli marzenia są wielkie to można wygrać jeśli nie to przepadną. Mniej więcej w tak brutalny sposób zacząłem postrzegać swoją sytuację.
Nic nie stoi na przeszkodzie, bym pracował tam gdzie pracuję
kolejne kilka lat. Póki mam tę pracę postaram się jak najwięcej zainwestować w
rozwój, by po jej stracie mieć chociaż tą satysfakcję i sobie poradzić.(zawsze są wystarczające zasoby) Tak jak na tej ilustracji mury nie mogą mnie powstrzymać
jeśli czegoś naprawdę pragnę. To wyzwanie rzucone marzeniom. Jak bardzo chcę
osiągnąć sukces i spełnienie? Czy warto włożyć w to konkretną pracę, by zbliżać
się dzień po dniu mimo oporów własnej psychiki i możliwości totalnego
rozczarowania? Jeśli będę widział rzeczywistość jaka jest i wszystko widział
jako korzystne dla swojego rozwoju, choć czasem może być trudno zaakceptować swoje miejsce, to powinienem
się ustabilizować. Spokój i jeszcze raz spokój, nie panikowanie po porażce.
![]() |
Damy radę. Wiara w siebie. |
Małe kroki jak uczestniczenie na szkoleniach z rozwoju
osobistego, stosowanie planów kontrolnych i wszystkich technik ze szkoleń, a
także inwestowanie w sprzęt do rozwijania pasji to bezwątpienia praca włożona w
samorozwój. Ciągle mam wybór iść po murze coraz wyżej – w kierunku celu lub dać
sobie spokój poddając się i spadając na dno przeciętności i życie poniżej
swoich możliwości, gdzie nie dając wyższej wartości wciąż zarabiać będę mało, a
emerytura będzie głodowa. Nie mówiąc już o groźbie zapadnięcia na choroby zawodowe i cywilizacyjne, czy zwyczajną depresję, która może mnie albo zmienić w groźnego przestępcę, albo przyczyni się w skrajności do samobójstwa. W ostatnich latach włączyły się u mnie pewne alarmy zmuszające do podjęcia jakiegokolwiek działania na rzecz samorozwoju, choćby niewielkiego - teraz to już jest trochę bardziej rozwijające się.
Tak więc wybór dotyczy rozwoju pasji i osobowości nie tylko
dla samego rozwoju. Za tym idzie bogacenie siebie, by mieć czym dzielić się z
innymi (niech zakwitnie kwiat i zawiąże owoc). W Piśmie Świętym są bardzo
ciekawe przypowieści o wzrastaniu i dawaniu owocu. Zgodnie z prawem
przyciągania im więcej daję tym więcej zyskam także pieniędzy. Tak więc rozwój
ma cele osobiste i jednocześnie jest pewnym interesem nie tylko moim ale i
życia w ogóle – życie to rozwój. Dlatego przeciwdziałanie mu to jednak
działanie przeciw życiu. To pasja sprawia, że staję się atrakcyjny dla świata, dla innych, może nawet pomóc znaleźć partnera życiowego.
Niestety prawdziwy rozwój tak łatwo bywa zaburzony przez
różne interesy, przez złodziei marzeń i w wyniku tego utracenie chęci do
osiągania tego co tak naprawdę się chce. Już jakiś czas temu spoglądałem sobie na zaangażowanie swoje
w pracy –dlaczego tak łatwiej jest zaangażować się w coś, co nie jest ani
zdrową pracą ani nie daje perspektyw. Po prostu daje podstawowe utrzymanie, ale
relacja szef-pracownik przypomina o tej nierówności jaka panuje w relacjach.
Jest jednak też wielki pozytyw pracy. Pozwala na refleksję nad sobą i jest
swego rodzaju życiem w miniaturze. Wciąż powtarzalny schemat czynności trwająca
przez pół dnia i tak codziennie z roku na rok ulegając niewielkim zmianom. Sama praca jest inspiracją: ''a gdyby tak pracować nad realizacją celów jak pracuje się na etacie hmm nieźle musi być ;)'' Jednak jeszcze zaangażowanie w pasje jest o wiele słabsze. Częsty autosabotaż i chęć
ucieczki sprawia, że wygasza się z czasem zapał, by po jakimś czasie powrócić.
Pojawia się frustracja z powodu nierozwijania tego. Szczególnie gdy widzę osoby
w swoim wieku osiągające konkretne rezultaty w tym, w czym ja chciałbym się
rozwinąć. Potem narasta mur zbudowany z kompleksów i poczucia, że jest się do
niczego. Do tego zazdrość i zawiść wzmaga toksyczność mojego charakteru. Dla
swojego dobra muszę coś z tym zrobić.
W ostatnim roku zacząłem baczniej
przyglądać się tym procesom i jak najwięcej uwagi kierować na zainteresowania
ponownie, jak w czasach przedszkolnych. Efekt? Lepsze samopoczucie, a
jednocześnie pewna akceptacja i zrozumienie swojego miejsca. Szczególnie
ostatnie pół roku to dokonanie kilku odkryć jak prawo przyciągania, kluby
samorozwojowe i NLP. Teraz wiem dlaczego mam tak jak mam. Jedną nogą stoję w
przeciętności, przyziemności i szarzyźnie, a drugą w samorozwoju, marzeniach i
pasjach.
Te ostatnie odkrycia są zresztą też odpowiedzią na moje
wielkie pytania: ''Gdzie podziewa się cała mądrość filozoficzna ludzkości, która
znana jest od tysiącleci?'' Teraz już nieco wiem gdzie. No i drugie ''Dlaczego więc
tak wiele ludzi jest nieszczęśliwych i ma problemy w życiu. Dlaczego tyle
zniewolenia, wyzysku, myślenia o ograniczeniach, dlaczego tak znaczna
degradacja środowiska naturalnego. Dlaczego mądrość życiowa nie uczona jest w
szkołach?'' Tyle się mówi o byciu kreatywnym, elastycznym w dzisiejszym pędzącym
świecie. Gdzie ta nowoczesność? Czy jej miarą są tylko nowinki technologiczne i
naukowe?
Wciąż te wielkie pytania będą mi towarzyszyć w szukaniu i
sam muszę sobie odpowiedzieć na nie. Dlaczego trzeba być głupcem, by stać się
mądrym. Przyznanie się do własnej głupoty oznacza mądrość. Rozbraja
to wszelkie kompleksy i wymaga akceptacji. Czasami, aby się obudzić potrzeba silnego bodźca.