wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie starego roku 2013 i plany na nowy rok 2014

Skończył się rok 2013. Rok, w którym działo się u mnie sporo, żeby nie powiedzieć więcej niż w ciągu ostatnich kilku lat razem wziętych. Warto go podsumować pod kątem realizacji moich celów. (To trochę długi wpis.) Dlatego w tym momencie przypomnę jakie cele postawiłem sobie tuż przed końcem roku 2012 i które podałem w jednym z pierwszych wpisów na tym blogu:


4. obszary celów:

Dziedzina rozwojowa – szeroko pojęty samorozwój temat, który bardzo mnie zapasjonował
Biznes – zmiana podejścia do zarabiania pieniędzy i zmiana mentalności biedaka na człowieka sukcesu
Meteorologia moja główna pasja – jak wysoko ją cenię? WSZYSTKO WYJDZIE W PRANIU ;D
Karate – inspiracja motywem wojownika i myślicieli Dalekiego Wschodu w życiu codziennym no i oczywiście trenowanie.

Tak więc –w samorozwoju program przełamania kompleksów i nieśmiałości, by nie ciągło mnie do ucieczki w cień. By wyjść do ludzi mających pasje.

-Uczestniczenie w szkoleniach organizowanych przez klub rozwoju osobistego
-Umieszczenie tego bloga w grupie blogowa grupa samorozwoju
Codzienne wykonywanie ćwiczeń i lektura
-medytacja

Biznes – tu wiele wspólnego z obszarem samorozwoju. Ważne jest określenie w czym mam się wykazać i jak zarabiać z tego duże pieniądze.

-Rozwijanie struktury MLM do progu 21% Niezbędne jest więc zatem uczestniczenie w szkoleniach prowadzonych przez liderów branży MLM i podjęcie ostatecznej decyzji, że zaczynam biznes. Obecnie ciągle się waham jak zacząć i czy warto. Mimo wszystkich korzyści jakie to może przynieść w porównaniu z moją obecną pracą – wyjście ze strefy komfortu to jak już wspominałem dla mnie istny wyczyn.
-Codzienna praktyka z tym związana telefony, lektura, symulacje
-podnoszenie inteligencji finansowej

Meteorologia. Tu mam:

-Uczestnictwo na corocznym zjeździe ogólnym Stowarzyszenia do którego należę
-Promowanie tego w regionie poprzez Blog, relacje z mediami, zwłaszcza po załamaniach pogody
-organizacja zjazdu regionalnego
-Zebranie danych niezbędnych do realizacji projektu badawczego ‘gwałtowne burze w Polsce’
-Zakup stacji meteorologicznej i kamery HD

Karate. Ta dziedzina zahaczająca o zdrowie wymaga codziennej praktyki. Poza tym raz w tygodniu lektura, by poszerzać wiedzę.

-Wyjazd na egzamin na którym celem jest zdobyć wyższy stopień
-Uczestnictwo na jakiejś imprezie karate (pokazy, turnieje, obóz szkoleniowy) przynajmniej 1 raz

Pomniejsze, jedno z trudniejszych wyzwań, choć to podstawa utrzymania zdrowia.

Zdrowie
-Zmiana nawyków żywieniowych
-Badania przesiewowe i ogólne co pół roku lub rok
-Wizyta u stomatologa

A więc po kolei:

Rozwój:
Zacząłem jeździć na szkolenia. Do maja były to Kluby Eddu, odbywające się w pobliskiej Zielonej Górze raz w miesiącu. Szkoda, że w maju się skończyły, bo naprawdę było ciekawe a ja zacząłem się przełamywać. W lipcu pierwsze nieco grubsze wydarzenie miało miejsce – pojechałem na spotkanie biznesowe, dot. budowy biznesu w MLM, do Poznania.  Tylko jedno takie zaliczyłem, w zasadzie i tak nie za bardzo zacząłem rozwijać biznes. Potem, po kilku miesiącach spokoju w tym względzie pojawiła się szansa na wzięcie udziału w seminarium Umysł Milionera. Podjąłem bardzo odważną decyzję, że jadę, że wolę rozwijać wiedzę finansową, żeby w przyszłości się nigdy więcej z nimi nie szarpać. W zasadzie to był największy mój sukces. Nie dość, że wygrałem bilet, że odważyłem się mimo przykrych konsekwencji jakie się szykowały i jakie niestety stały się faktem, to był to pierwszy wyjazd, gdzie samodzielnie już musiałem sobie wszystko zorganizować włącznie z zakwaterowaniem. Nakupowałem też trochę książek rozwojowych i audiobooków o sukcesie pod koniec roku. Teraz jestem w trakcie ich lektury. Nie ma chyba bardziej pasjonującej lektury ja ta dotycząca bogactwa, sukcesu i szczęścia! Poza tym blog prowadzę, wykonuję ćwiczenia ukierunkowania na sukces życiowy i coraz bardziej precyzuję swoje pragnienia. Słucham audycji Wolnej Ludzkości, bo autorzy poruszają najistotniejsze kwestie związane z życiem. Swoją drogą odkrycie i zaakceptowanie tematyki tej grupy to także sukces. Nie powiem są bardzo kontrowersyjni momentami.

Karate i ogólnie ćwiczenia fizyczne
Zrealizowałem cel związany ze zdobyciem zielonego pasa w karate – symboliczny powrót do tej inspirującej mnie nieśmiało od dziecka sztuki  i wejście na nową drogę w życiu. Egzamin był w czerwcu.  Na imprezie karate byłem raz, jako pomocnik a nie uczestnik zawodów. Do końca roku poznałem też nowe układy tzw. Kata i coraz lepiej się czuję trenując karate, uwolnione nieco od takiego wyścigu za wszelką cenę do perfekcji, czy do zdobycia najwyższego stopnia. Kolejnym w sumie na początku niezamierzonym sukcesem było podjęcie decyzji w lipcu o nauce pływania, która trwa do teraz, z już konkretnymi postępami. Dbanie o siebie poszerzyło się także o trening siłowy w domu co prawda, ale jednak.  

Meteorologia:
Sukcesem był też zakup stacji meteorologicznej, za połowę jej wartości od kolegi, a także udzielenie wywiadu do lokalnego radia. Byłem też na corocznym zjeździe fanów burz. Jednak w meteo akurat skromnie, gdyż spostrzegłem, że w bardzo ograniczony sposób na to patrzyłem, w sposób żeby podobało się to komuś, bo meteorolog ja każdy inny zawód coś tam powinien umieć i w jakiś konkretny sposób ma wyrażać swoje myśli, a ja postanowiłem, że nie chcę być schematyczny. Od tego czasu już rozwijam wolne podejście do pasji pogodowej, nie ciąży tak jak jeszcze nie tak dawno.

Było też masa innych pomniejszych sukcesów, np. coraz precyzyjniejsze określanie swojej drogi życiowej, trzymanie się planów, czy realizacja programu nastawienia na bogactwo po MMI. Choć mniejsze to one tak naprawdę są fundamentem dla dużych sukcesów. Bez tego nie byłbym w stanie się odważyć na wiele rzeczy. Miałem długo nastawienie anty na wszelkie zmiany i wyzwania. Do porażek można zaliczyć to, że nie rozwinąłem biznesu, ale poznałem inne firmy działające w MLM. Obecnie doszedłem do wniosku, że zanim będę mógł robić biznes muszę poukładać swoje wpływy na mniejszych obszarach. Nie mniej jednak powiedzmy ambitny cel zostawiam, bo nie wiem kiedy zacznę odważnie budować biznes w oparciu o MLM a może coś innego. Póki co zaciekawiła mnie jedna firma MLM z sokami wielofunkcyjnymi. Do zdrowia sukcesem był zakup i używanie bioharmonizera w celu uzyskania odpowiedniej wibracji komórek, które są dzięki temu silniejsze.

Mimo kilku dość sporych sukcesów i  tego, że rok 2013 był najlepszym od wielu poprzednich lat razem wziętych, to jest to dopiero początek.  Jest masa rzeczy do zrobienia, żebym mógł żyć ’’poprawnie’’ czyli odpowiedzialnie spełniając swoje pasje. Część z nich jest zaplanowana na rok 2014.

Meteorologia:
- pracować w firmie pogodowej najlepiej jak się da
- pogodynka w lokalnych mediach
- poznać budowę wozu do ścigania burz
- poznać systemy ostrzegania
- studiować prace dot burz nad Polską

Karate, sport:
- codzienne realizowanie planu treningowego
- raz w tygodniu basen
- Zdać egzamin na 3 kyu do czerwca
- zdobyć kartę pływacką do września

Biznes, finanse:
- znać dobrze swoje zestawienie finansowe
- umiejętnie zarządzać finansami
- skończyć program ukierunkowania na bogactwo
- Znaleźć ciekawą pracę
- rozwinąć biznes

Pozostałe:
- Medytacje
- podnoszę jakość relacji międzyludzkich
- modyfikacja planu, by był jeszcze bardziej spójny
- zdrowe odżywianie

To na razie tyle. Ciekawe ile z nich zrealizuję i czy zbliżę się do niezależności finansowej. To jest jeden z podstawowych celów teraz dla mnie. Innym jest zachowanie pozytywnego, mocnego nastawienia mimo różnych zdarzeń w życiu i dalsze podejmowanie wyzwań np. związanych z nową pracą, rozbudową biznesu, czy rozwojem pasji. Póki co:


Wszystkim Czytelnikom życzę roku pełnego szczęścia i sukcesów!!!

niedziela, 22 grudnia 2013

Miesiąc po ''Apokalipsie''

W dniach 21-25 listopada wyjechałem do Warszawy na seminarium ''Umysł Milionera'' T. Harv'a, mimo ostrzeżeń, że może się to źle dla mnie skończyć w kontekście mojej już byłej pracy. Ten wpis raczej dla ludzi o mocnych nerwach.

Apokalipsa - płakać czy się śmiać???
Postanowiłem jechać mimo wszystko, bo to była z tych szczególnych szans jakie się trafiają rzadko, raz w życiu a skorzystanie z ich powoduje ogromne zmiany w życiu, zwykle na lepsze. Nie mówiąc już o tym, że bilet wygrałem filmem na którym były motywy z moich pasji, a więc meteorologii. Uznałem, że rozwój, doświadczanie, usamodzielnianie się czyli pragnienie wolności już nie mówiąc o tym, że edukacja finansowa ma dla mnie o wiele większą wartość niż trzymanie się pracy, która choć pewna była słabo satysfakcjonująca.

Seminarium było świetne i polecam je każdemu, kto pragnie rozwijać się w kierunku harmonii aspektów materialnych i duchowych. Nauka odbywała się przez szereg ćwiczeń, nieco teorii, oraz przede wszystkim zabawy, muzyki i gier. To fascynujące, że tak poważny temat życiowy jakim są pieniądze dla nas można pokazać w taki zabawowy sposób. To fascynujące, że kłopoty finansowe można w bardzo prosty sposób rozwiązać... zmieniając swoje nastawienie do nich. Dużo na ten temat można przeczytać w książce Harv'a Bogaty albo Biedny - po prostu różni mentalnie, czy Roberta Kiyosaki'ego Bogaty Ojciec Biedny Ojciec. co najlepsze ''Umysł Milionera'' to dopiero początek drogi ku rozwojowi w tych aspektach. Tyle o seminarium, bo jazda zaczęła się już po powrocie ze szkolenia. Zmiany zachodzą u mnie teraz bardzo szybko.

Obawy o pracę potwierdziły się zwolnieniem dyscyplinarnym - powód brak zgody zarządu na urlop, gdyż szkolenie nie miało związku z ich biznesem. No cóż. Tak to wygląda obecnie w świecie w którym jest się gołym i wesołym, błagając pracodawcę o przyjęcie do pracy a jak pracuje się to musisz mieć pozwolenie na to, żeby pojechać sobie na coś. Informowałem o tym już wcześniej kierownictwo. Niestety okazało się to niewystarczające. Szkoda, że jeden incydent skazuje obecnie człowieka na bruk - brak ubezpieczeń, brak emerytury, a kredyty trzeba płacić. Niewiele się to różni od średniowiecznego wygnania za przewinienia. Nie liczy się nagle to, że do tej pory byłem sumiennym pracownikiem. Już od paru ostatnich lat miałem kocioł w głowie, że nie chcę żyć jak niewolnik. Dlatego zacząłem się interesować tym dlaczego tak jest i tym co zrobić ze swoimi słabymi stronami psychicznymi. Teraz już wiem, że wszystko to jest oparte na strachu i, że jedynie pokonując własny strach można coś więcej osiągnąć. Jeszcze parę lat temu to byłaby dla mnie straszna tragedia. Teraz... cieszę się, że nie pracuję w czynnikach kancerogennych, oraz z wolności wyboru nowej pracy, większej ilości wolnego czasu i szanowania, oraz wdzięczności za ''marne grosze'' jakie mi zostały i jakie zarabiam na niepewnej pracy.

Mówi się, że dyscyplinarka to tragedia, bo nie można znaleźć po niej pracy. Jak dla mnie to jedno z ograniczających przekonań. Wszystko zależy od nastawienia i tego jak buduje się relacje. Już mam pracę. Są zakłady, które narzekają na to, że nikt nie chce tam pracować a niby takie duże bezrobocie jest! To bzdura z bezrobociem! Są takie, gdzie nawet CV nie musi się pokazywać, a praca jest legalna. Od razu po seminarium kontynuuję do teraz ćwiczenia ukierunkowujące mnie na stałe na bogactwo, bo to że się zasiało to jeszcze niewiele znaczy. Trzeba pielęgnować dopóki nie będzie to wystarczająco mocne. Jedne z ćwiczeń polega na działaniu pomimo lęków. Tak szukanie pracy i podejmowanie nowej mimo oporów jest o wiele łatwiejsze niż kiedyś Co z tego, że umowa o dzieło, co z tego że na początku zarobi się 200 zł za tydzień pracy. Co z tego, że to sortowanie truskawek, co z tego, że niepewna praca. Od miesiąca idę z nastawieniem: ''Praca jest wszędzie, tylko trzeba się jej podjąć'' To bardzo pomaga.

Ważniejsze od ilości zarobionych pieniędzy stało się dla mnie zarządzanie nimi, gdyż uważam za absurd pracowanie do 67 roku życia, narzekanie na to, że najniższa krajowa to nędzne pieniądze. Wcale tak nie jest, bo nie ważne ile się zarabia, ale to co się z tymi pieniędzmi robi po zarobieniu. (Celowo się nas programuje, byśmy nie byli w teraz, ale w przyszłości, byśmy porównywali się z innymi)  Zwykle wydajemy nasze ciężko zarobione pieniądze w całości, albo komuś oddajemy ( pomijając podatki, ubezpieczenia to jeszcze oszczędzanie w bankach, skąd mogą zabrać, powierzanie innym, by inwestowali nasze oszczędności, dodatkowe ubezpieczenia na życie, kredyty). To straszne jest. Inwestowanie tyle czasu by zarobić, a potem znika. Nie mając kontroli nad wydatkami sprawiamy, że im więcej pieniędzy tym więcej wydatków. Najsmutniejsze jest to, że nasze mieszkania mogą nas pożreć. W sumie to nie ma co za wiele tłumaczyć. Mogę tylko polecić na wstępie podane tytuły książek.

Tak więc podsumowując minął właśnie miesiąc od najpoważniejszego w moim życiu impaktu i wstrząsu po nim. Wiem że wpis ten może być kontrowersyjny. Jak wielu swoim znajomym zacząłem opowiadać o tym, to tylko do jednego wniosku doszli: ''Na tym szkoleniu nieźle ci mózg wyprali.'' No, ale każdy ma prawo do swojej opinii. Rzekomo ekonomia się sypie, w ciągu 5 lat będziemy mieli taki kryzys, że wszystko z ziemią będzie musiało chyba być zrównane. Nie ma co w świetnych czasach żyjemy. Możemy to wykorzystać albo biadolić, że jest źle. Bo mimo wszystko nie jest tak źle i oby nie było gorzej.

sobota, 2 listopada 2013

Robi się gorąco.

Ten wpis będzie krótki, ale treściwy. Stosowanie afirmacji i deklaracji. Częste oglądanie filmów motywacyjnych, oraz The Secret i dość częste medytowanie przynosi konkretne efekty. Coraz precyzyjnie określam swój główny cel w życiu i coraz śmielej podejmuję się koniecznych zadań przybliżających do celu. Działam powoli, ale systematycznie. Samuraj nadal się lęka, ale powoli do przodu.

Zdecydowałem się wejść do biznesu w innej firmie MLM niż byłem, wg mnie ciekawszej o wiele, bo rozprowadzająca na rynku napoje wielofunkcyjne. Zdrowe odżywianie bardziej mnie interesuje, podobnie jak sam fakt że wellness jest obecnie na ''topie'' i pewnie jeszcze jakiś czas będzie. Najważniejsze jednak dla mnie w wyborze tej firmy nie jest produkt, czy plan wynagrodzeń a liderzy i ich podejście do biznesu i nowych osób, zdecydowanie najbardziej poważne. Działam wg zasady. Nie ważne jaka treść jeśli są odpowiedni ludzie afirmujący życie i pchających do przodu, przy których bez obaw mogę mówić o swoich słabościach to jest to warte uwagi. Na pewno zaprocentuje nie tylko w tym konkretnym biznesie, ale w ogóle.

Wspomnę o dwóch zwiastunach wydarzeń jakie ostatnio doświadczyłem koncentrując się na pragnieniu bogactwa i wyjazdu do orientu. Przed 2-ma tygodniami dowiedziałem się, że w listopadzie będzie druga edycja szkolenia T Harv Eker'a w Polsce  ''Umysł Milionera'' ( mam książkę jego i żałowałem, że nie byłem na majowym szkoleniu) Fakt faktem parę miesięcy wcześniej na szkoleniu w Zielonej Górze z psychologii sukcesu poznałem koleżankę, która jak się okazało bardzo chciała jechać na to szkolenie. Najpierw poprosiła mnie, bym polubił jej film który zrobiła na konkurs, potem zachęciła, bym ja też zrobił. Pomyślałem czemu nie. Pewnie nie wygram biletu, ale zawsze to coś. Zadziałałem szybko wg myśli z filmu The Secret no i... ku mojemu szokowi wygrałem ten bilet! Teraz tylko ostatnie przygotowania i za niespełna 3 tygodnie będzie się działo. Druga ciekawostka wydarzyła się ostatnio, kiedy to poszedłem z trenerem karate na basen. Rozmawiamy sobie na różne tematy, po czym nagle proponuje nam wyjazd do Japonii na mistrzostwa świata w karate, które odbędą się w październiku 2015 roku, w ramach zaproszenia jakie otrzymał. No szok po prostu. Wystarczy wyrobić paszport i uzbierać 5 tyś złotych. Japonia to jedno z miejsc, które marzę odwiedzić.

Widać co się dzieje, gdy się koncentrujemy na pragnieniach. Tak samo było z moimi dylematami dotyczącymi życia. Okazało się, że w Polsce działa grupa ''Wolna Ludzkość'' która napisała książkę ''Hiperfizyka'' opisującą ogólnie budowę Wszechświata, która jest bardzo spójna, a jednocześnie inna od tego co nasza nauka głosi. Model ten bardzo przypadł mi do gustu, gdyż wiedza tam zawarta łączy świat materii ze światem duchowym, chaos ze świadomością. Objaśnia zasady wcieleń i tego dlaczego mamy takie treści do przerabiania jakie mamy, prawo przyciągania więc, ale na jeszcze głębszym poziomie. Nie zależy ono tylko od myśli i uczuć, lecz od obecnego i przeszłego stanu całej istoty. Zrozumienie tego naprawdę wiele daje.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Dalsze badanie siebie – nierówny pojedynek

Co tam u mnie nowego po niemal miesięcznej przerwie? Pojawiły się kolejne przemyślenia, poza tym że zaliczyłem 2 zloty łowców burz. Pierwszy był lokalny i samo go organizowałem. Pierwszy raz w życiu coś zorganizowałem i choć był to śmiesznie mały zjazd – 3 osobowy to było sympatycznie. Ciężko mi się rozmawia z ludźmi, których pierwszy raz widzę na oczy, ale to część ćwiczenia, zwanego otwieraniem się na ludzi. Planuję kolejne i już uzyskałem od innych łowców motywację, że mogą się pojawić na moim lokalnym spotkaniu. Uczy mnie to wiele – przełamania nieśmiałości w pierwszej kolejności, a także radowania się z drobnych działań i odważniejszego realizowania kolejnych. Drugi zjazd to ogólnopolski zlot PŁB, na którym czułem się inaczej niż do tej pory na zjazdach. Zawsze towarzyszyło mi tu pewne spinanie się i zamknięcie w sobie. Tym razem byłem o wiele bardziej rozmowny i nawet niektórzy powiedzieli, że jestem bardziej otwarty. Zrobiłem też na nim wykład jak przed rokiem. Po zjeździe powrót do szarzej codzienności.

Niedzielne wypady na basen zostały. Zacząłem jeszcze bardziej ćwiczyć naukę pływania i zacząłem odnosić pierwsze sukcesy. Jestem w mega dogodnej sytuacji – skoro tu się przełamuję, to łatwiej będzie mi się przełamać w innych dziedzinach życia, a bardzo tego pragnę, gdyż największym dla mnie problemem nadal jest działalność w MLM i pełna działalność jako łowca burz. Popróbowałem przez Internet bez skutku. Ponadto w innych dziedzinach nie działam na 100 procent. Zadaję sobie teraz to pytanie: Co jeszcze powstrzymuje mnie przed działaniem? Strach i lęk już był. Krytyka w dalszym ciągu – uznanie za głupca i ślepca który tylko sobie prowadzi jakiś tam blog o samorozwoju… No cóż – faktycznie tak to teraz wygląda, ale postanowiłem – tak samo jak z nauką pływania nie poddawać się bo pisząc o swoim rozwoju i blokadach uwalniam się z negatywnych myśli. Choćby z takiej myśli, która jeszcze mocno się trzyma, a która brzmi: nie ma sensu marzyć i mieć pragnień, bo one wywołują więcej problemów. Stąd dawne uwielbienie wręcz rezygnacji. Po prostu jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że nie można więcej tłumić w sobie kompleksów i marzeń, bo to prowadzi do autodestrukcji. Tak więc to działanie mimo wszystko to także krok na drodze zmian, zrozumienia siebie. Wydawało mi się zawsze, że mam jasno określoną pasję. Teraz dochodzę do wniosku, że jeszcze nie odkryłem talentu. Brakuje mi ognia by z wielkim zapałem działać w konkretnym kierunku. Jednak doceniam to co mam i te drobne sukcesy. Mówię sobie, że tylko ode mnie zależy mój dalszy rozwój i biorę za to odpowiedzialność. Czas ściągnąć maskę idealisty i pokazać jak jest naprawdę. Nie za różowo, ale bez przesady i w drugą stronę. Trzeba wyciągnąć swój miecz.

Posiłkuję się nadal lekturą książek rozwojowych, blogów rozwojowych. Dziś poczytałem na jednym o 10 – ciu iluzjach, na których opiera się także nasz system cywilizacyjny, o tym jak bardzo zagubiony jestem w tych iluzjach mimo zgłębiania ich. No cóż nie tylko ja, wiec to także uwalnia mnie od negatywnego myślenia - z jednej strony od własnych kompleksów z drugiej co nawet ważniejsze uważam  - od osądzania i potępiania innych. Zastanawiam się, czy kiedyś rozwinę swój potencjał, czy nigdy się to nie uda mimo lektury, że każdy ma potencjał i oglądania różnych świadectw tego. No cóż nie ma co dalej pisać, trzeba działać i tyle. Drobne iskry prędzej czy później wywołają pożar, tylko się nie poddawać, znać siebie swoją rzeczywistość wtedy można śmiało marzyć i to realizować.

wtorek, 30 lipca 2013

Trzeba mi się pokonać – by zwyciężyć

Jak już wspominałem w ostatnim wpisie – nie potrafiłem uwierzyć w to, że mogę stać się mistrzem. W ciągu ostatnich kilku tygodni nastąpiły niewielkie zmiany w tym względzie. Zacząłem coraz dokładniej przestrzegać swojego planu zajęć i wychodzić na różne spotkania, nie tylko karate. Pojechałem do Poznania na szkolenie biznesowe prowadzone przez liderów branży MLM w drugim weekendzie lipca, zrobiłem test czakr – tak to też mnie zaciekawiło i powiem szczerze, że już wiem dlaczego mam nieśmiałość . Codziennie pracuję z tymi centrami, w których mam najwięcej blokad. Efekty są drobne, ale istotne. Staję się coraz bardziej otwarty. W ostatnich 2 tygodniach zacząłem nawet chodzić na basen – kolejne ćwiczenie z kompleksem tym razem nieumiejętnością pływania. Zacząłem się uczyć pływać – nie wiedząc jak zacząć, popatrzyłem jak inni ćwiczą i zacząłem tak samo. Śmieje się sam z siebie, ale to jest pozytywny nastrój. Kupiłem kilka książek traktujących o rozwoju: kaizen i o bogaceniu się. W obu jest wspomniana jedna rzecz, albo inaczej 2, które uważam, że są fundamentalne jeśli chodzi o sukces. Pierwsza to dokładnie siebie poznaj – bądź świadom, że w każdej chwili wybierasz, druga koncentruj się na małych sukcesach i potwierdzaj to działaniem nawet niewielkim, ale szczerym, które faktycznie prowadzi do rozwoju. Te działania to wg mnie np. wyjście na 1 godzinę w tygodniu na basen, ćwiczenie kilkanaście minut dziennie, 2 godziny w tygodniu poświęcić na wizytę w klubie karate, 2 godziny na naukę i praktykę biznesu, 1 godzinę dziennie na sprawy meteo no i odpowiednia nagroda za wszystkie spełnione zadania. Ważne jest nieustanna weryfikacja swojego planu i celów – korygowanie ich. Koncentracja na tym co rozwojowe nieuchronnie prowadzi do tego, że to zacznie rosnąć. Kluczowe jest jednak także odpowiednia odpowiedź na to, co rzeczywistość pokazuje. Od niedawna sobie mówię: Tak jestem jaki jestem, są trudności by osiągnąć cokolwiek, ale tylko ja wybieram sposób w jaki odpowiem na sytuację – strachem czy spokojem.

Przyłapuję się na wielu wymówkach i odkładaniu rzeczy na potem w dalszym ciągu. To bardzo ważne jak na to odpowiem: karceniem się, a więc ucieczką od wyzwań jak dawniej, czy ze spokojem, szacunkiem do siebie i akceptacją ok. tak jest i dlatego warto się rozwijać. Za rozwojem idzie bogactwo nie tylko finansowe, ale przede wszystkim życiowe. W kwestii celów mogę powiedzieć tyle: jeśli naprawdę chcę coś osiągnąć i wiem jaką ma intencję osiągnę.

Zacząłem też słuchać audycji prowadzonych przez ekipę Wolnej Ludzkości, którzy poruszają takie tematy jak sens życia i źródło panującego na świecie systemu mentalnego, który nieustannie prowadzi do patologii, konfliktów i niszczenia środowiska, rozwój i tajemnice wszechświata, materializm i duchowość, a także fraktalność. Fraktale są piękne – stykamy się z nimi na każdym kroku: drzewa, chmury, struktury w naszym organizmie, a nawet życie każdego z nas – samorozwój mógłbym porównać właśnie do rozwoju fraktalnego, tak samo tworzenie rzeczywistości. Poziomy rozwoju są umowne - to zdaje się być bezwymiarowe. Niebawem zakupię książkę zatytułowaną hiperfizyka. Temat bardzo mnie poruszył, bo opisuje te wszystkie aspekty natury kosmicznej, materialnej i duchowej w jedną spójną całość. Tak więc czyż świat nie jest przebogaty – i to jak! Kto chce się rozwijać znajdzie masę metod czy to w Internecie czy to w swoim mieście, czy to wiedza książkowa, czy sam wymyśli sposób. Bieda to tylko przeświadczenie – iluzja.

Dlatego drobne rzeczy są tak ważne – od jednej decyzji zaczyna się rozwój. To tak jak z efektem motyla. Jedna myśl o biedzie prowadzi do coraz większej biedy, a decyzja o bogaceniu – do bogacenia się. Dlatego tak ważne jest obserwacja siebie i patrzeniu jakie czynności i rzeczy lubimy a jakie nie i dlaczego. Czy coś się nudzi, czy trwa.

czwartek, 20 czerwca 2013

Czy potrafię uwierzyć w to, że mogę stać się mistrzem?

karate - czyli właściwie co?
Jedna z opcji - Droga
Egzamin z karate przeszedłem pomyślnie – tak więc to kolejny mały sukces w tym roku. To kolejny cios w mur więzienny własnych sztywnych przekonań. Jednak przede mną wiele pracy. Z tego co wyczytałem o znaczeniu kolorów pasów zielony to stopień uczuć i wrażliwości a nauka na tym poziomie wymaga cierpliwości i pokory. Ponadto zdawać sobie sprawę z tego trzeba, że można być wspaniałym twórcą albo bardzo destrukcyjnym. To nie zależy od poziomu w karate – zawsze albo jest się twórcą albo niszczycielem. Na tym poziomie dojrzałość oznacza to, że potrafię śmiać się ze swoich błędów i je uświadamiam. Już widzę kolejne wyzwania, które są coraz większe. Najbliższe tym razem w dziedzinie biznesu. Nadciąga przypływ w którym dobrzy marketerzy, w których strukturze jestem będą rozwijać grupy w moim mieście. Czy skorzystam z tej szansy, by jak szybowiec wzbić się w górę? Do tej pory właściwie nic nie zrobiłem z powodu lęku przed nieznanym.Niedawno kupiłem sobie kilka książek o dalekowschodniej myśl m.in. zen i sztukach walki. Zdecydowana większość tych treści jest dla mnie niezrozumiała bądź słabo zrozumiała. To jak ci mistrzowie uczą wprawia mnie w zachwyt, ale bałbym się bardzo z takim spotkać. Podobnie bałbym się rozmawiać z każdym doświadczonym życiowo człowiekiem.

Często zadaję sobie pytanie. No dobra statystycznie bardzo mało ludzi osiąga poziom mistrzowski w porównaniu z ogółem, więc pewnie nie każdy osiąga, ale z punktu widzenia samorozwoju – optymistycznie każdy może być mistrzem. Dlaczego wiec się nie jest? Odpowiedź z własnego doświadczenia życiowego nasuwa się sama – widocznie paradoks: mam pasję ale jej nie rozwijam bo coś tam jeszcze nie tak dawno był dla mnie absurdalny, ale jak widać jest prawdziwy – jeszcze. Pasja sama staje się wyzwaniem. Tu kolejne pytanie jakie sobie zadaję to czy to co uważam za pasję jest nią w istocie? Znów mógłbym powiedzieć, że tak. Mam je od czasów przedszkolnych i w zasadzie nic się nie zmieniły. Jednak są jakieś słabe gdy przychodzi mi się zmierzyć z koniecznością przełamania nieśmiałości i wychodzenia z inicjatywą czy to lokalną czy większą. Jakbym bał się poznać siebie tak naprawdę. Wciąż tylko siedzę w znanym miejscu.

Ostatnio bardzo mnie interesuje jaki przyjąć właściwy stosunek do słabości i błędów, których jeszcze nie potrafię akceptować. Jak rozwijać się efektywnie a jednocześnie z rozsądkiem. Wiem, że błędne koło lenistwo - nieśmiałości wydaje się być bardzo znaczące u mnie. Wiem, że zmiana jest konieczna, by w przyszłości ale już i teraz czuć się lepiej ze sobą i by coś dać światu. Tylko co począć jeśli nawet nie chce mi się pomagać innym nie mówiąc o wychodzeniu z czymkolwiek. Obecnie mam wrażenie, że tylko taka auto spowiedź i przebaczenie sprawić może, że jednak nie załamię się całkiem  i nie zamiotę problemu pod dywan na kolejne lata. Nieśmiałość zresztą chroni mnie przed wybuchem agresji, która we mnie jest. Największy problem z tym jest taki, że wszystko do czasu, a nie przygotowując się zawczasu szykuję sobie piekło. Dlatego wolę tego nie lekceważyć, jak ostrzeżenia przed możliwymi silnymi burzami. Czytając różne egzystencjalne teksty – z czystej ciekawości i potrzeby jedno co się dowiedziałem to to, że ‘’problem trzeba przepracować’’ a ‘’długi spłacić’’ by zacząć coś nowego tak naprawdę. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że okoliczności jakie mam są odpowiednie – nic nie jest przypadkowe. Jedynie błędne myśli typu ‘’to nieporozumienie chcę być tam a nie tu’’ sprawiają, że czuję się źle a nic nie wnoszą. Gdybym był inny byłbym gdzie indziej. Świat materialny odzwierciedla świat duchowy.

Tak więc… nie potrafię tak naprawdę uwierzyć w to, że mogę być mistrzem. Wiem jedno. Rozwój który już się zaczął co prawda jest powolny, ale jednak to ‘’coś się dzieje’’ daje mi lepszą pewność i chęć do życia, nadzieję na lepszą przyszłość i poprawę samopoczucia ogólnego. Świat dotychczas szary zaczął nabierać barw. Na nowo zaczyna mnie ciekawić wiele rzeczy, pozornie z sobą niepowiązanych. Rozwój w jakiejś formie jest nieważny dopóki nie zgrywa się ze mną - naturą życia jest zgodny rozwój.

piątek, 31 maja 2013

Pojedynek życia

Skrajności zwalczają się w celu wyrównania ( podobnie jak
masy powietrza w burzy)
Sukces o którym pisałem w poprzednim artykule to tylko drobne pęknięcie czy złapanie kontaktu z przeciwnikiem. Prawdziwa walka rozgrywa się w wielu sferach, np. w sferze zarobkowym między starym a nowym sposobem zarabiania pieniędzy. Odkąd poznaję rozwój osobisty i mlm trwa u mnie prawdziwa walka. Jestem sparaliżowany na myśl o tym, że mogę zupełnie inaczej rozwiązać swoje problemy i nie tylko swoje – iść i pomagać innym. Mam bardzo silny opór przed tym. Przeciwnik mówi: Pozostań na tym komforcie co masz, nie szalej bo i tak ci nic nie wyjdzie. Jednak mam pragnienie spełnionego życia i odrzucenia starych poglądów, które powodują, że życie jest szare lub czarne. Do tego świetnie jest być kimś, kto pomaga innym widzieć życie w lepszych barwach. Tak więc przede mną w najbliższym czasie małe cele, których osiągnięcie rozpędzi mnie jeszcze bardziej.

Mam przed sobą stale 2 obrazy. Jeden to taki, że rezygnuję z bolesnej zmiany, którą uznałem za konieczną. Przez jakiś czas mam pracę, po czym tracę ją i staję się trwale bezrobotny, bo nie toleruję innych zawodów. Jestem samotny, zły na siebie za to, że nie wykorzystałem szans na rozwój. Drugi to obraz spełnionego życia i zrealizowanych marzeń. Aż nie mogę uwierzyć w to jak znany to wzór. Między ludźmi jest więcej podobieństw niż różnic. Wszyscy podlegamy pewnemu jakby wzorowi – funkcji. A wszystkie parametry tworzą wypadkową sytuacji życiowej.

Po kilku miesiącach zapisywania dzienniczka celów wiem już w jakich obszarach udaje mi się zachować większą systematyczność a jakie są trudne. Najlepiej idzie mi przestrzeganie planu zdrowotnego, potem medytacje i krótkie ćwiczenia z klubów rozwoju osobistego. Dalej są treningi, które są coraz lepiej opracowane. Najgorzej jest w działalności marketingu sieciowego. Choć ustaliłem go jako priorytet mam tu największe opory. Meteorologia słabo, ale w zasadzie zostawiam ją na deser – motywując się nią do działania w pozostałych obszarach. Mimo wszystko jest coraz lepiej i mam ochotę na coraz to śmielsze cele. Życie już nie jest tak monotonne jak jeszcze kilka czy kilkanaście miesięcy temu. Zaletą jest to, że ogólnie czuję się lepiej i szanuję to co mam. Widzę, że tak naprawdę większość z moich marzeń spełniła się już. Teraz tylko rozwijać to muszę do wymarzonego poziomu.

Swoją drogą przygotowuję się na egzamin z karate, który już niedługo. Ma on być obok zdrowia kolejnym ''zapalnikiem'' do odważniejszego działania w MLM. Zakupiłem też książkę Hagakure – o anegdotach z życia dawnych samurajów i ich honorze. To co jest w tej książce faktycznie jest ponadczasowe i równie dobrze mogłaby powstać w dzisiejszych czasach. Zdałem sobie tylko sprawę, że trwanie w swoich dotychczasowych lękach i obawach niczego dobrego mi nie przyniesie. Dlatego warto stawać się opanowanym i konkretnie działającym wojownikiem. Ostatnio obserwowałem burze jako łowca burz nie mogę się ich zanadto bać. I to wychodzi mi coraz lepiej, czego efektem było piękne ujęcie skręconych chmur burzowych.



Zdjęcie górne mogłoby być tym zastąpione ;)

Zaczynam widzieć pozytywną stronę lęków. One są w zasadzie takim miernikiem. Jeśli się pojawiają silne to znaczy to tyle, że nie udało mi się dostatecznie przygotować z jakimś zagadnieniem, np. odpowiednio dobrze nie opanowałem prezentacji bo się nie chciało. Dlatego tworzę swój kodeks honorowy i stale, coraz precyzyjniej określam główny cel. Podniebny Samuraj to imię ideału do którego dążę.

niedziela, 19 maja 2013

Sukces!

W końcu warto podzielić się z Czytelnikami pierwszym że tak powiem sukcesem, jaki odniosłem w minionym tygodniu. Dotyczył on sfery zdrowia. Otrzymałem telefon z propozycją badań kontrolnych ogólnego stanu zdrowia dość nietypową metodą, bo przez termiczne skanowanie organizmu. Zgodziłem się, gdyż od dłuższego już czasu korciło mnie, by iść się zbadać, lecz bałem się tego, co mi wykryją. Musiałem stanąć twarzą w twarz ze swoim strachem. Poprzednio kilka razy mogłem się badać, ale się nie zgadzałem.

Gdy poszedłem na badania początkowo była ciekawa prezentacja dotycząca wschodniej medycyny opartej o energię i wibracje. Od razu skojarzyło mi się to z tematyką wibracji emocjonalnych, o jakich czytałem ostatnio na różnych blogach i samouzdrawianiem. Następnie badanie - strach osiągnął apogeum w momencie, kiedy miałem się dowiedzieć co mi wykryło badanie skanujące. Wykryło parę schorzeń, które jeszcze nie dają objawów wymagających leczenia szpitalnego, ale zaczynają się rozwijać. Ciężka informacja, ale sobie mówiłem - po to się badam, żeby zyskać pewność co do zdrowia. I tak się stało. Oczywiście miejsca schorzeń wykryto prawidłowo, gdyż niewielkie objawy daje się czasem odczuć. Otworzyłem się na to i zakupiłem urządzenie do terapii naświetlającej i rezonansowej, która ma wzmacniać zdrowe komórki organizmu, powodując tym samym samoregenerację. Urządzenie łączy nowoczesną technikę z metodami leczenia energiami. Mam okazję przekonać się, w jak wielkim stopniu zadziała. Wiem jedno - będzie tym skuteczniejsza im pozytywniej będę myślał i pracował nad lękami. W poradniku wyczytałem to, co znałem już z filmów o samouzdrawianiu, że choroba zaczyna się w umyśle. Tak i dlatego dziś byłem na kolejnym szkoleniu z ludźmi pozytywnie patrzącymi na świat i pełnych humoru w Klubach Eddu. Tym razem szkolenie było o tym jak sobie samemu być mentorem. Bardzo ciekawe narzędzia do treningu Samuraja więc otrzymałem.

Nie ma Samuraja bez kodeksu honorowego, samodyscypliny i porządków. To właśnie dzięki tym ćwiczeniom i dotychczasowej wędrówce nabieram coraz większego entuzjazmu jeśli chodzi o przyszłość, coraz większej kontroli nad sobą i uporządkowania. Im lepiej będę uporządkowany tym mniej miejsca będzie na bezproduktywne leniuchowanie. Ten sukces traktuję jako jedno z pęknięć w swoim ciasnym murze z lęków i strachu. System własnych wartości, własny kodeks postępowania, wyraźne cele i umiar to absolutnie podstawa sukcesu.

czwartek, 2 maja 2013

Cierpliwość i bezkrytyczne odkrywanie siebie w podróży przez pustynię.

Wewnętrzna pustynia
Mija 3. miesiąc od momentu, kiedy zacząłem baczniej przyglądać się własnym reakcjom i wąskości strefy komfortu dochodzę do momentu, w którym coraz więcej wiem dlaczego mam to co mam. To brak określonego celu – częsta aktualizacja obecnie drogi życiowej sprawia, że cel staje się wyraźniejszy. Do tego pytam się, czy moje pasje są moje faktycznie – tak, ale uwolniłem się od pewnej formy realizacji tych pasji jaką sobie przypisywałem, formy żeby być jak inni pasjonaci, poprzez aktywność na forum, czy wychodzenie z inicjatywami, czy poprzez zawód. U mnie jest inaczej i to też dobrze. Muszę cierpliwie i dokładnie koncentrować się na celu i działać w jego kierunku. Lenistwo i brak opanowania sprawia, że wolno ten rozwój postępuje. Zadaję sobie pytania typu: czego oczekuję od życia. No niewiele, bo sobie myślę po co, skoro i tak się umrze prędzej czy później. Dlatego pozostaję przy ciężkiej pracy dla pieniędzy a realizacja pasji to tylko ułamek z doby. I tu kolejne pytanie, które mnie rozwala, a sam je sobie zadaję, jest dla mnie brutalne i dlatego je lubię:


Dlaczego skoro nie należy się kierować pasją i tym co kocham w życiu robić trzeba tak ciężko pracować dzień w dzień po wiele godzin tylko dlatego, żeby przetrwać kolejny miesiąc i w ten sposób, że każdy dzień jest taki sam – nie ma żadnego rozwoju. Nie lepiej więc zginąć robiąc to co się kocha?

Wciąż tego nie rozumiem, ale czytałem już takie rzeczy, że jeśli się będę tylko wycofywał i zabezpieczał się przed niebezpieczeństwami to nic nie osiągnę, że takie życie jest gorsze od śmierci.


Dochodzę więc do konkluzji, że najbardziej śmierci boję się właśnie wtedy, gdy jestem w stagnacji. A śmierć nadejdzie. Często z tej perspektywy patrząc na świat pocieszam się, że wszelką swoją wadę mogę zamienić na zaletę jeśli tylko naprawdę będę chciał. Poszerzanie świadomości, odpowiedzialności za siebie i przebaczanie sobie błędów to ważne żebym się nie bał wyzwań kolejnych, krytyki innych i by w końcu naprawdę działać. Dlatego sytuacja, która panuje u mnie obecnie ciężka, fizyczna praca na etacie, gdzie nawet w majówkę nie mam wolnego jest mimo wszystko działaniem, które pokazuje jakie błędy popełniam i które każe mocniej interesować się swoim rozwojem. Niestety tylko gdy boli mogę się obudzić z tego snu szarości, przeciętności, jednostajności i klepania biedy. Może się obudzę może nie.


Bardzo ważne jest tu więc w pewnym sensie bezkrytyczne podejście, ale też odpowiednia krytyka, z której wynikają konkretne dla mnie rzeczy. Niestety prawda bywa bolesna, ale w dorosłym życiu trzeba być odpowiedzialnym i samemu kreować szczęśliwe życie. Nie można liczyć na rodziców, szkoły, pracodawcę, czy państwo. Trzeba samemu nawiązywać znajomości z ludźmi, którzy będą mnie wspierać w samorozwoju. Nieco się na to otworzyłem i wiele takich ludzi jest, którzy bardzo poważnie podchodzą do życia. Niestety w tym momencie często chcę uciec i schować się jak zawsze bywało. Jednak nie pozwalam już na to. Niech wychodzi żal i ból za marnowanie wciąż własnego życia. To smutne jak strach i lęk przed nieznanym potrafi sparaliżować mnie na wiele lat. Niestety, ale trzeba mi stać się wojownikiem co oznacza w skrócie m.in. podejmowanie śmiałych wyzwań w zgodzie z własnym systemem wartości, by w pełni zrealizować się w pasji. Ludzie na pewno będą tego potrzebowali –nic nie dzieje się od tak sobie, a ja zacznę bardziej żyć i podejmę się innych metod zarabiania poprzez m.in. biznes.

Tak więc codziennie negocjuje sam ze sobą o słuszności obranej drogi i staram się zrozumieć swoje obawy, to że je mam też jest dobre. Ważna jest cierpliwość, bo ta pustynia choć rozległa gdzieś tam się kończy.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Spokojnie. Tylko bez faworyzowania negatywnej strony.

W ostatnich tygodniach poprzez samoobserwację coraz bardziej uświadamiam sobie jaki jestem. Jednak obserwacja ta nie jest czysta –często wyciągam różne wnioski. Momentami jestem zafascynowany, częściej jednak zarzucam sobie negatywne opinie, a że ten mój niby rozwój osobisty jest przyklejony, że to iż ‘’rzeczywistość jest beznamiętna’’ to fajny tekst z jakiegoś bloga. To, że nadal odwlekam wiele rzeczy, nie zauważając jednak tego ile się zmieniło przez ten czas na lepsze, bo owszem są niedociągnięcia i to duże, ale są równie wielkie sukcesy. Oto właśnie jeden z częstych ataków mojego wroga – negatywizm koncentracja na błędach i niedoskonałościach, które narastając niczym balast niweczą ruch w górę. Ale zaraz no właśnie. To ja sam sobie ostatecznie utrudniam. Tak trudno przychodzi to, że wszystkie zahamowania są moje a nie zewnętrzne, ale odpowiedzialność ma drugą stronę wszystkie dobre cechy też są. Kwestia tego nad czym się będę koncentrował. Czasami się nawet udaje. Mam wówczas takie przyjemne poczucie spokoju jakie chcę mieć zawsze. Negatywizm muszę więc swoim mieczem bardzo często odcinać jeśli tego chcę. Już tyle razy sprawiał że rezygnowałem z rozwoju pasji na poważnie popadając w kompleksy i nadal mam problem z wciśnięciem pedału gazu. Jednak jest i dobra strona tego buforu – nie podejmuję działań bez długiego przemyślenia. Zadania z marca.




To jest jak ze szklanką do połowy pełną. Są aktywności i są pola zero. Nawykowo koncentruję się na zerach nie chcę ich mieć a jednak gdy przychodzi co do czego to nie chce mi się robić tego co mam zrobić i jest kolejne zero. Z czasem pojawia się całkowita rezygnacja. Tabela wyników jest motywująca. Widzę jak efektywny jestem i tu pytanie. Jaki chcę być i ostatecznie czy to wszystko, do czego dążę jest faktycznie moje? Dlaczego tak łatwo odkładam pasje na potem? Odpowiedź wydaje się prosta: strefa komfortu jest bardzo wygodna. Łatwiej mi myśleć o umieraniu i ukrywaniu się niż o całkowitym pochłonięciu pasją –bojąc się bardzo porażek. Bojąc się frustracji i złości jaką chcę w ten sposób stłumić. To jednak nie rozwiązuje problemu a jedynie odwleka moment eksplozji. I tak właśnie dzień po dniu sprawdzam jak działa na mnie dokładne precyzowanie celów i kwestionuję je gdy się nie wywiązuję ‘’czy na pewno moje?’’ To szukanie na nowo pasji. To szukanie własnego sposobu na samorealizację. To dostrzeganie dyscypliny tam, gdzie jej brakuje.

Tu wysuwa się ważna nauka z tego, która pozwoli mi ściągnąć blokadę bezpieczeństwa ( umysł nie będzie pracował przeciwko mnie), że wszystko co robię niezależnie od poziomu wiedzy, sztuczności i innych negatywów jest jednak czymś co chcę robić. Częściej zauważać sukcesy i na nich się koncentrować. Kiedyś stanie się to naturalne, tak jak naturalny jest u mnie teraz negatywizm i pesymizm. Wystarczy jedynie odrobina wiary w siebie a wszystko w swoim czasie się wyreguluje bez napięć i walki ze sobą. Po to właśnie poznaję samorozwój jako ‘’sztukę walki bez walki’’. Wystarczy ściągnąć towarzyszący mi w wielu sytuacjach dziwny rodzaj stresu nieśmiałego, który boi się pokazać swoją naturę i w dodatku łączy się z zawiścią co mnie bardzo niepokoi i podnosi alarm. Po prostu przychodzi taki moment w życiu, kiedy to co stare musi odejść. Nie powinienem temu stawiać oporu, ale także nie powinienem nadmiernie się angażować. Wszystko ma swój czas.

Wczoraj byłem na turnieju karate – oczywiście jako widz. Pierwsze, co przykuło moją uwagę to, że walczyły już kilkuletnie dzieci z najniższym stopniem i walczyły nieźle. Drugie to doping i motywacja. Często pojawiały się sformułowania: śmiało, nie poddawaj się, do przodu, nie wycofuj się, jeszcze trochę. Nic dziwnego, że często sport jest inspiracją życiową. Wczoraj poświęciłem cały dzień na to, by nabrać jak największej inspiracji. Tak więc nie było tam miejsca na negatywne osądzanie, czy krytykę. Wszyscy bawili się dobrze. Ja wyjątkowo nie czułem się wyobcowany jak to zwykle bywało. To wyjście pokazało, że są inni ludzie pozytywnie nastawieni i, że właśnie trenując sztuki walki można przełamywać opory. Od zawsze wiedziałem, że jest coś magicznego w tych wschodnich stylach. W momentach, kiedy pojawiały się negatywne myśli (dopuszczałem je), że mogłem wiele osiągnąć, gdybym wytrwale ćwiczył. Najstarsi zawodnicy byli dopiero u progu pełnoletniości, a mieli już brązowe pasy. W tym momencie akceptowałem już to gdzie jestem i dlatego te żale przeszły.

Jednak nastąpiła zmiana. W czasach szkolnych martwiłem się przesadnie o przyszłość, o to, że nie ma wystarczająco pieniędzy w domu, że jak przyjdzie dorosłość, to skończy się karate, skończy się pasja. Trzeba pracować, zakładać rodzinę, studiować. Tym pesymizmem zniechęcałem się skupiając się na tym, że mi nie wychodzi. Do tego byłem świadkiem wykruszania się najstarszych trenujących z treningów, więc myślałem no faktycznie dorosłość musi być do kitu. Gdy nadeszła – zacząłem pracować dostrzegłem, że ta dorosłość nie jest dorosłością jeszcze, że to wszystko jest nadal dzieciństwem. Bo dorosłość zacznie się wtedy, gdy świadomie będę zmierzał w określonym kierunku swoich pragnień. Dopiero wtedy, gdy będę samodzielnie wybierał co chcę robić, gdy zadaję wielkie pytania sobie, gdy wyrosnę z dawnych lęków. Życie może być piękne, gdy sam takie wybiorę. Koniec niańczenia pracodawcy, rządu. Dopiero zaczynam doceniać tą pewną swobodę jaką się ma. To, że mogę pójść niestandardową ścieżką i uczyć się od najlepszych. Gdyby nie pasja, to bym stracił chęć do życia. A tak to jestem bardziej optymistą niż kiedyś. Fakt, że pracuję za najniższą krajową, że emeryturę mogę mieć nędzną, że skracam sobie życie pracując w warunkach szkodliwych. Jednak gdyby nie to nie zaczęłaby się ta minimalna przemiana. Te warunki ,,biednego’’ stwarzają najlepszą motywację do zmian, których przesadnie nie przyśpieszam. Już nie ma dla mnie znaczenia jak kiedyś by być najlepszy, najmądrzejszy itp. Pozwalam na to, by zahamowania istniały, bo w ostatecznym rozrachunku to tylko mój wybór jak je potraktuję. A granice przecież pozwalają dostrzec rozwój.


Rozwój wymaga granic, bo granice pozwalają go dostrzec. To wszystko.

sobota, 23 marca 2013

Precyzowanie celu, czyli ostrzenie miecza i konfigurowanie stacji


W ostatnim czasie ukułem takie powiedzenie: Wyostrz miecz, a będziesz nim w stanie pokonać przeciwnika. Tym mieczem jest dokładne określenie swojego głównego celu. Pobrałem z Internetu poradnik, o tym jak powinno się wyznaczyć cel i jak do niego dążyć. Po prostu po tej lekturze żadna wymówka nie może się ostać. Do tego poznaję coś takiego, co się nazywa filozofią Kaizen. Orient więc nie bez powodu mnie fascynuje. Jedną z zasad tej filozofii jest właśnie wprowadzanie drobnych zmian w życie codzienne. Warto się kierować swoją naturą. Jeżeli jeden sposób nie działa trzeba spróbować innego, aż znajdzie się najbardziej pasujący. ‘’Miecz musi pasować do samuraja’’ Trzeba ostrzyć aż będzie idealny – potrzeba wytrwania- tak z moim określaniem celu wciąż mam niezadowalającą precyzję, ale jest coraz lepiej. Przynajmniej wiem dlaczego jestem przeciętny. To brak celu i wytrwałości, choć oba są moją wartością – to jednak przez lata stępiły się i przerdzewiały, bo sam na to pozwoliłem.

Być jak stacja – oznacza tu rejestrowanie przebiegu zmian w życiu jak w pogodzie. Drobne sukcesy nadają rozpędu i skostniałe stare przekonania niczym lodowiec zaczynają się powoli topić. Dalej oznacza to bycie gotowym na niespodzianki i zdystansowanie do odniesionych sukcesów i porażek. Po prostu rejestruje je jako ochłodzenia i ocieplenia. Gdy jest gorąco przestrzegam się przed ochłodzeniem, gdy jest zimno i dżdżysto pocieszam się rychłą poprawą pogody nawet niewielką. Symbolem bycia łowcą burz jest to, że jak pojawia się konkretna okazja dokonania większej zmiany – korzystam z niej. Tak najprawdopodobniej będzie z egzaminem karate, który za kilka tygodni odbędzie się w moim klubie.

Dziś światowy dzień meteorologii. Z tej okazji zaprezentuję na blogu wiersze napisane jakiś czas temu. Samorozwój okiem obserwatora pogody.

Jestem stacją przytwierdzoną trwale na skale...

Każdy przyrząd swą funkcję pełni
Każdy bezustannie akceptuje pomiar
Każdy wynik jest pasjonujący i niepowtarzalny

Statystyki pozwalają odkryć tajemnice aury
Lecz wiedza ta jedynie cząstkowa
Wciąż ciekaw nowych odczytów

Obserwator interpretuje zmienne koleje losu
Pasjonująca jest każda aura, mająca swój czas i miejsce
Lecz student pewnych rzeczy poznać nie chce

Student pyta się obserwatora:
Spójrz jakie fajne klimaty wokół nas a tu taka nuda
Obserwator odpowiada mu: poznaj piękno naszego klimatu

Obserwator tłumaczy studentowi
Chcesz być chmurą burzową cisnącą pioruny w tropikach
Spójrz jak piękne i pogodne są małe baranki

Obserwator dalej tłumaczy jemu:
Spójrz jaka mozaika klimatów
każdy na swój sposób piękny i unikalny

Obserwator mówi o życiu:
Wszystko się zmienia wraz z warunkami
cumulusy zmieniają się w cumulonimbusy a te zanikają

Jestem trwały pośród zmienności świata
Niczego nie pragnę, niczego nie odrzucam
Rejestruję każdą chwilę niepowtarzalną

Wszystko zmienne raz górę raz w dół
masy powietrza dążą do równowagi
tworząc rozmaite stany pogodowe

każde miejsce swój mikroklimat tworzy
tak odległy szczyt, czy dolina
tak ta stacja

Któż jest w stanie zrozumieć te dane?
Ten wzór i do czego to wszystko prowadzi?
Niewiedza do wiedzy a ta znów do niewiedzy.


Rozwój 
(Użyte skróty CAPE oznacza energię konwekcyjną CIN warstwę hamującą)

jak cumulus się rozwija tak my
niby takie same a każdy inny
jedne znikną małe
inne wzrosną do rangi burzowych

gdy wzrasta upada
i jak fala ponownie wznieść się stara
na każdym etapie rozwiać się może
i nie przewidzisz jego losu

światło Mądrości jak słońce
karmi i daje warunki do wzrostu
cumulus równy cumulonimbusowi
i jeden nie zazdrości drugiemu

każdy swe zasoby energii życiowej posiada
jak CAPE potencjał ma
wykorzystuje pełnię energii
bez wysiłku i oporów


inne nie znają swej potęgi
lęk jak CIN blokuje ich wzrost
trzeba się przebić!
trzeba użyć wspomagania


te niewątpliwie wystrzelić mogą
jak załadowane karabiny
na froncie wśród rozlicznych uskoków
i wspomagań wzrostu

delikatny Cu i wielki Cb są sobie równe
cu jest początkiem Cb końcem
gdy Cb zrzece się swej podstawy znika
gdy ją pielęgnuje rozwija się

to pasjonujące
słabe staje sie silne
a silne słabe
życie jak pogoda zmienna

każdego Cu formę wyznacza pasja
kto słaby siłę niech odkryje
kto silny niech pokorny się staje
gdyż dążący dojdzie a niepokorny zniknie za szybko


sobota, 9 marca 2013

Połączenie łowcy burz z drogą wojownika


To, co ostatnio odkrywam jeśli chodzi o rozwój osobisty i finanse po prostu 'rozwala system', w którym dotychczas żyłem. Niesamowite – jak sztorm na froncie polarnym tak u mnie-jedną nogą w ''starej biedzie'', a drugą wchodzę w inny świat. Z jednej strony jestem przerażony, bo mam świadomość tego, co się dzieje i to jak zareaguję będzie tylko moją sprawą. Z drugiej jest to ekscytujące odkrycie, rodem z dziecięcych marzeń o dostatku i spełnieniu no i owoc mojego pytania zadawanego przez ostatnie kilkanaście lat: ‘’Czy to wszystko, co świat ma mi do zaoferowania?’’ Jednak dopiero jesienią roku 2010 postanowiłem, że ostatecznie wejdę na szlak za tymi myślami o sensie życia itp. To one zaprowadziły mnie tutaj… Teraz mam wybór – zostaję w strefie komfortu albo… opuszczam ją na zawsze, gdy tylko poczuję się gotów.


Wyznaczyłem sobie cel krok po kroku. Ten tydzień marca to stopniowa poprawa mojej efektywności. Skupiam się na sobie. MLM – to biznes polegający m.in. na sponsorowaniu i uczeniu Kogo w pierwszej kolejności mam sponsorować? Siebie inaczej nikogo nie zasponsoruje. Muszę być inwestorem dla siebie. To bardzo mobilizuje mnie do działania na razie na płaszczyźnie osobistej – do póki nie czuję się silny muszę ćwiczyć. Jestem dobrej myśli, wiara w siebie wzrasta. Ostatnio czynię postępy w karate jakich nie miałem jeszcze ( bo przez 8 lat sabotowałem rozwój karate bojąc się swojej nerwowości i nie rozumiejąc, czemu tak naprawdę ma mi służyć) Ta pasja jest tak stara jak pasja do zjawisk niebieskich nabiera nowego, właściwego znaczenia. Od niedawna mam to przyjemne uczucie, że z każdym miesiącem posuwam się krok do przodu. Jestem wdzięczny. To się zaczęło jak poznałem Sekret. Muszę być skoncentrowany na pasjach. Oto przykład z ostatnich dni. Wystarczyło skoncentrować się na pragnieniu stacji pogodowej –która już jest w moich rękach. Niby nic nadzwyczajnego – ot kupiłem stację, lecz nabyłem jeszcze lepszą i to szybciej od kolegi, który nie miał co z nią zrobić. Pierwotnie zakładałem, że kupię ją za kilka miesięcy, ale pomyślałem, czemu nie teraz i skupiłem się na tym. Teraz czas uzupełnić warsztat sztuki karate ;) Mam więc połączenie meteorologii i łowcy burz – burza to taki rodzaj sztuki walki tylko, że na niebie. Zaś często sztuki walki porównuję do widowiskowych wyładowań atmosferycznych. Życie – do klimatu siebie - do stacji.

piątek, 1 marca 2013

Trzymanie się szlaku – testy techniki listy kontrolnej.


Trzeba słuchać swojego wewnętrznego mistrza. On wie jak poprowadzić mnie przez trudności ku spełnieniu. Walka z sabotowaniem swoich zadań nie jest równa. Tu nie obowiązują zasady Dojo. Poznałem technikę listy kontrolnej i ją rozwijam. Oto moje wyniki z lutego. 0 brak działania 1 słabe działanie 2 silne działanie.



Jak widać nie jest za dobrze, ale nie jest fatalnie. Dopiero zaczynam w ten sposób kontrolować. Jednak bez oceny i bez złości na siebie akceptuję to i staram się dojść dlaczego tak słabo z marzeniami choć wydawało mi się ciągle, że jestem marzycielem. Otóż mechanizm sabotujący działa perfekcyjnie i choć często mi się nie chce czegoś robić odniosłem wielki sukces dochodząc do tego miejsca. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej przekonany, że warto zadbać o marzenia.

Muszę wiedzieć, że robię to, co dla mnie słuszne i rozwijać to dalej. Pewne przekonania jeszcze mnie hamują, bo nie mam wyrobionych nawyków niezbędnych do szybszego rozwoju. Jednak jestem wdzięczny za to, co już udało się osiągnąć.

Technikę listy w sumie stosowałem już kiedyś. Jednak zniechęcałem się i rezygnowałem, po czym byłem na siebie zły, a im więcej tego zła tym szybsza rezygnacja. Dopiero po wielu miesiącach zdegradowane dążenia zaczynały odrastać, by znowu zostać zdegradowane. Dlatego teraz stosując już rozbudowaną wersję listy kontrolnej z uwagi na krótki okres czasu jej stosowania robię to stopniowo przyzwyczajając się do tego. Idzie za tym także wiele inspirujących myśli, które zapisuję, oraz wiele ciekawych przykładów ludzi aktualnie odnoszących sukcesy tylko dlatego, że mają inne podejście do życia.

Czasem trudno się przyznać do błędów zaniechania, lecz gorzki kielich nie mógł mnie ominąć.
Od marca wchodzi bardziej rozbudowana tabela, w której umieszczać będę uwagi, która ma już wytyczone minimum jakie sobie ustaliłem, by uznać, że rozwój idzie na przód. Działania są inne dla dni od pn do pt inne, lżejsze na weekend. Ważne jest zachowanie umiaru między dyscypliną, a okolicznościami. Elastyczność sprawia, że ‘’wiotkie wierzby nie pękają pod naporem wiatru lecz się uginają’’. Tak ważne jest wyważenie codziennie osiąganego celu - nie za niskiego, ale także nie zbyt ambitnego, lecz ustawionego na moje aktualne możliwości i nastawienie. Tylko tak pokonam słomiany zapał i auto sabotaż.


Taki rodzaj dziennika pogodowego już mi się wkręcił ;) Jak na razie zdaje egzamin.

Łączę więc w tym miejscu podejście naukowca - klimatologa z wojownikiem - samurajem.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Jak BARDZO mi zależy na zmianach?

Podniebny Samuraj - wyzwanie

Ostatnio w Internecie na jednym z blogów rozwoju osobistego natrafiłem na bardzo inspirujący komiks, jeden z fragmentów jest po lewej stronie. Jest to krótka opowieść o tym, że nie jest łatwo dojść tam gdzie się chce, ale jeśli marzenia są wielkie to można wygrać jeśli nie to przepadną. Mniej więcej w tak brutalny sposób zacząłem postrzegać swoją sytuację.

Nic nie stoi na przeszkodzie, bym pracował tam gdzie pracuję kolejne kilka lat. Póki mam tę pracę postaram się jak najwięcej zainwestować w rozwój, by po jej stracie mieć chociaż tą satysfakcję i sobie poradzić.(zawsze są wystarczające zasoby) Tak jak na tej ilustracji mury nie mogą mnie powstrzymać jeśli czegoś naprawdę pragnę. To wyzwanie rzucone marzeniom. Jak bardzo chcę osiągnąć sukces i spełnienie? Czy warto włożyć w to konkretną pracę, by zbliżać się dzień po dniu mimo oporów własnej psychiki i możliwości totalnego rozczarowania? Jeśli będę widział rzeczywistość jaka jest i wszystko widział jako korzystne dla swojego rozwoju, choć czasem może być trudno zaakceptować swoje miejsce, to powinienem się ustabilizować. Spokój i jeszcze raz spokój, nie panikowanie po porażce.

Damy radę. Wiara w siebie.


Małe kroki jak uczestniczenie na szkoleniach z rozwoju osobistego, stosowanie planów kontrolnych i wszystkich technik ze szkoleń, a także inwestowanie w sprzęt do rozwijania pasji to bezwątpienia praca włożona w samorozwój. Ciągle mam wybór iść po murze coraz wyżej – w kierunku celu lub dać sobie spokój poddając się i spadając na dno przeciętności i życie poniżej swoich możliwości, gdzie nie dając wyższej wartości wciąż zarabiać będę mało, a emerytura będzie głodowa. Nie mówiąc już o groźbie zapadnięcia na choroby zawodowe i cywilizacyjne, czy zwyczajną depresję, która może mnie albo zmienić w groźnego przestępcę, albo przyczyni się w skrajności do samobójstwa. W ostatnich latach włączyły się u mnie pewne alarmy zmuszające do podjęcia jakiegokolwiek działania na rzecz samorozwoju, choćby niewielkiego - teraz to już jest trochę bardziej rozwijające się.

Tak więc wybór dotyczy rozwoju pasji i osobowości nie tylko dla samego rozwoju. Za tym idzie bogacenie siebie, by mieć czym dzielić się z innymi (niech zakwitnie kwiat i zawiąże owoc). W Piśmie Świętym są bardzo ciekawe przypowieści o wzrastaniu i dawaniu owocu. Zgodnie z prawem przyciągania im więcej daję tym więcej zyskam także pieniędzy. Tak więc rozwój ma cele osobiste i jednocześnie jest pewnym interesem nie tylko moim ale i życia w ogóle – życie to rozwój. Dlatego przeciwdziałanie mu to jednak działanie przeciw życiu. To pasja sprawia, że staję się atrakcyjny dla świata, dla innych, może nawet pomóc znaleźć partnera życiowego.

Niestety prawdziwy rozwój tak łatwo bywa zaburzony przez różne interesy, przez złodziei marzeń i w wyniku tego utracenie chęci do osiągania tego co tak naprawdę się chce. Już jakiś czas temu spoglądałem sobie na zaangażowanie swoje w pracy –dlaczego tak łatwiej jest zaangażować się w coś, co nie jest ani zdrową pracą ani nie daje perspektyw. Po prostu daje podstawowe utrzymanie, ale relacja szef-pracownik przypomina o tej nierówności jaka panuje w relacjach. Jest jednak też wielki pozytyw pracy. Pozwala na refleksję nad sobą i jest swego rodzaju życiem w miniaturze. Wciąż powtarzalny schemat czynności trwająca przez pół dnia i tak codziennie z roku na rok ulegając niewielkim zmianom. Sama praca jest inspiracją: ''a gdyby tak pracować nad realizacją celów jak pracuje się na etacie hmm nieźle musi być ;)'' Jednak jeszcze zaangażowanie w pasje jest o wiele słabsze. Częsty autosabotaż i chęć ucieczki sprawia, że wygasza się z czasem zapał, by po jakimś czasie powrócić. Pojawia się frustracja z powodu nierozwijania tego. Szczególnie gdy widzę osoby w swoim wieku osiągające konkretne rezultaty w tym, w czym ja chciałbym się rozwinąć. Potem narasta mur zbudowany z kompleksów i poczucia, że jest się do niczego. Do tego zazdrość i zawiść wzmaga toksyczność mojego charakteru. Dla swojego dobra muszę coś z tym zrobić. 

W ostatnim roku zacząłem baczniej przyglądać się tym procesom i jak najwięcej uwagi kierować na zainteresowania ponownie, jak w czasach przedszkolnych. Efekt? Lepsze samopoczucie, a jednocześnie pewna akceptacja i zrozumienie swojego miejsca. Szczególnie ostatnie pół roku to dokonanie kilku odkryć jak prawo przyciągania, kluby samorozwojowe i NLP. Teraz wiem dlaczego mam tak jak mam. Jedną nogą stoję w przeciętności, przyziemności i szarzyźnie, a drugą w samorozwoju, marzeniach i pasjach.
Te ostatnie odkrycia są zresztą też odpowiedzią na moje wielkie pytania: ''Gdzie podziewa się cała mądrość filozoficzna ludzkości, która znana jest od tysiącleci?'' Teraz już nieco wiem gdzie. No i drugie ''Dlaczego więc tak wiele ludzi jest nieszczęśliwych i ma problemy w życiu. Dlaczego tyle zniewolenia, wyzysku, myślenia o ograniczeniach, dlaczego tak znaczna degradacja środowiska naturalnego. Dlaczego mądrość życiowa nie uczona jest w szkołach?'' Tyle się mówi o byciu kreatywnym, elastycznym w dzisiejszym pędzącym świecie. Gdzie ta nowoczesność? Czy jej miarą są tylko nowinki technologiczne i naukowe?

Wciąż te wielkie pytania będą mi towarzyszyć w szukaniu i sam muszę sobie odpowiedzieć na nie. Dlaczego trzeba być głupcem, by stać się mądrym. Przyznanie się do własnej głupoty oznacza mądrość. Rozbraja to wszelkie kompleksy i wymaga akceptacji. Czasami, aby się obudzić potrzeba silnego bodźca.