Ostatnie kilka lat, kiedy skończyła się dla mnie szkoła i
zaczęło dorosłe życie – to był i nadal jest stan uwięzienia. Jest to chęć
pozostania w tym, co znane w starym miejscu zamieszkania i życiu w codziennej
rutynie: praca-dom-praca-dom, wchodzącego po rutynie szkoła-dom i przejęcia stylu życia szarego obywatela
narzekającego na szefa, nielubiącego swojej pracy i narzekającego na to
dlaczego ma taki los a nie inny. Z tego więzienia mogę w każdej chwili wyjść.
Tak w każdej. Jeśli tego nie zrobię to może samo życie mnie do tego zmusi jakąś
nagłą, ciężką sytuacją od której już nie będzie ucieczki. W ostatnim czasie
ukułem 2 sentencje. Jedna z nich to:
Nie ma na świecie większego więzienia od tego, jakie
stworzyłem w swoim umyśle, by czuć się w nim bezpiecznie, w tym co znam.
To powiedzonko jest podsumowaniem moich rozważań na temat
tego, dlaczego boję się wyzwań i dlaczego nie podejmuję zbytnio działań wiodących
mnie do spełnienia marzeń, a także z rozważań na temat zniewolenia świata:
Nie akceptujemy niewoli, jednak torujemy jej drogę poprzez
fakt iż chcemy mieć łatwe życie. Niech ktoś się nami zaopiekuje, zrobi coś za
nas, uchroni. Pozwalamy sobie narzucać schematy postępowania. Z drugiej więc
strony rządzący z wielką chęcią chcą mieć więcej władzy. Tak więc stwarzamy
sami warunki do dyktatur i wyzysku. Wolność z kolei jest niebezpieczna i
trudna. Nie wiadomo, co się stanie, nie ma gwarancji, pewności.
Drugą sentencją jest: Kto boi się ryzykować ryzykuje najwięcej. To z
kolei z tego rozważania o rozdartym człowieku, który chce mieć lepsze życie a
jednocześnie boi się ryzyka. Oto one:
metafora mojego aktualnego stanu
Jest sobie mieszkanie nad przepaścią z 2 pokojami. Tylko
jeden z nich jest na stałym gruncie, a drugi wystaje nad przepaścią. Siedzi się
więc w tym pokoju nad przepaścią, w którym mieści się swoja strefa komfortu i
poczucie pozornego bezpieczeństwa. Mam świadomość zagrożeń w tym położeniu,
jednak niewiele z tym robię. Intuicja podpowiada, że trzeba się przenieść do
drugiego, na gruncie ale umysł się sprzeciwia, bo się boi zagrożenia! Ale jest
wewnętrzny alarm. Tak więc z wielkim oporem podejmuje się kroki, by otworzyły
się drzwi do drugiego pokoju, aż pojawia się oczekiwana szansa- drzwi się
otwierają naprawdę i można przejść do drugiego pokoju, gdzie jest wymarzone
życie. Jednak umysł nadal się buntuje mówiąc to niebezpieczne i dzięki sile
potrzeby przemiany zaczyna się jednak iść w stronę wyjścia, ale bardzo powoli.
W końcu nie wiadomo ile czasu zostało nim pokój nad przepaścią zacznie się
zawalać. Ściany jeszcze nie pękają, ale czasu jest coraz mniej. Tak więc pytam
się ciągle - czy warto pozostać w iluzorycznej bezpieczności strefy komfortu,
czy wyjść z niej, by naprawdę przejść do bezpiecznego miejsca? Motywacja w
końcu może zaniknąć i już na dobre pogrąże się w maraźmie. Nie powinienem ani
za szybko iść ani za wolno.
To by było na tyle. Temat ciężki dla mnie samego, bo
zdaję sobie sprawę jak boję się zmian a jednocześnie ich pragnę. Być
wojownikiem jest pięknie, lecz to niebezpieczne zajęcie. Udowodniłem już, że nigdzie nie jest bezpiecznie. Bezpieczny mogę być tylko z sobą samym, gdy zachowam czujność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz